Ciepły piasek pod siedzeniem. Starczy broczenia po wodzie. Ile o tym zdrowiu gadać można. Słońce i tak jest już nisko.
Dyskretnie obecni zachód słońca malują. Tadeusz z Janiną - ścieżka słońca pomiedzy. Ciepły kolor a jednak nie grzeje. Czas do domu. Do domu pod lasem.
Jest błękit, jest zieleń, odcienie złotego pomiędzy. Ziarna piasku złociste jak twarz słońcem wygrzana. Półcień łagodny w który twarz się zanurza. Harmonia.
Ciężki ktoś na barierce siadł. Żeby sam tylko ... Gdy się siada rozum czasem to jak niżej od tyłka. Nie tyłek pęka lecz barierka. Robota czeka. Majster to Tadeusz.
No i cóż tu wyrosło na piaskach ? Pietruszka, melon, dynia, bazylia. Rzodkiew już zjedzona. Ewa, sąsiadka, działkę podlewała. Dobra była rzodkiew. Duża, bardzo duża.
Tadeusz nieśmiało, Janina pełną parą. Po co moczyć stopy w miednicy gdy tu woda słona, i dobroczynna ponadto. Czasem tylko fala majty nieco zmoczy.
Dzień zakończyć spacerem pośród ludzi na bezludziu. Jak przechadzka niedzielna. Lody przeciętne. Kieliszek Monbazillac przyjemną kompensatą.
Słońce zachodzi kwadrans przed dziesiątą. Czy doczekamy ? Kąpiel słońca codziennym i niezwykłym zjawiskiem. Cierpliwość na wczasach ...
Podczas ostatniej wielkiej burzy huragan porwał dach ratownikom. Tysiące drzew powalonych. Nabrzeża kształ zmieniły. Roslinność wydmowa zmyta do morza.
Dynia duża jak melon. Jeśli tak dalej zupa dobra będzie. Aż dziw bierze, że na piachu rośnie. Co prawda był nawóz, sporo ziemi i dobra ręka wielu ogrodników.
Dom, nasz dom. Jodełka orzed oknem. W oknie pelargonie. Na spacer wychodzę by do kwiatów wrócić.
Dynia napęczniała aż brzydka. Karoca Kopciuszka z dyni wyczarowana. Czy za czarem nie kryje się piękno kwiata dyni ?
Małe drzewko a owoce słodkie. W górę nie rośnie. Czy karłem pozostanie ? Liście dotknięte białą naroślą. Przejaw pewnej słabości ?
Małe piwko bo robocie. Dla Tadeusza. Janina za grabie chwyciła by ukryty kąt ogrodu wysprzątać. Ognisko resztki wypala.
Pień, który jako stołek służył, gniazdo termitów ukrywał. Przenoszą sie łatwo lotem pszczół roju. Gdy dom zagnieżdżą biada temu co drewno.
Łatwo ogień chwyta. W środku galerie korytarzy przez termity wydrążone. Niczym kominy. Ściany spruchniałe. Wkrótce tylko kopiec popiołu na piachu.
Wsparci wzajemnie skuteczną obroną przed falą co podmywa, wywraca i moczy dół cały. Słońce wysusza, wiaterek ochładza. Pląsy plażowe.
We dwóch to szybciej i sprawniej. Tak jakby ta robota na przyjazd Tadeusza czekała. Razem ze Zbyszkiem pocięli i ułożyli. Sterta mile oko bawi.
Na dwukołowy wózek mówi sie we Francji "diabeł". Pewnie dlatego że zwykle czerwony. Anioła nikt nie widział by on pracował. A diabła da się do roboty namówić.
Co dalej na nieobecność ogrodnika ? Kto zmoczy korzonki tych roślin ? Jak deszcz przekonać o potrzebie ziemi zasuszonej ? Pytań wiele ... już wkrótce.
Niska zabudowa. Dachy czerwoną dachówką pokryte. Kościół ledwo ponad inne dachy. Wieża białogłowa w czerwonym berecie czas letniska wybija.
W Biscarrosse Plage jest wiele sklepików. Każdy odziać się może, by na dreptaku uwagę sobą zwrócić. Z klasą albo na luzie. Z gustem i szykownie.
Padły słowa pomiędzy. Czy aż tak trudne były ? Rozważmy spokojem. Tylko my się słyszymy.
Już porywa latawiec. Unieść pragnie. Byle do wody dojść i na desce stanąć. Naturze się oddać. Niech zabierze. Wiatr, woda, dziewczyna.
Łatwe się wydaje. Niech wiatr robi swoje ... Deskę pod kątem ustawić. Zaprzeć się nogami. Barierkę z linkami w obie dłonie chwycić... Dla orłów tylko.